Ostatnią deska ratunku dla polski mediów może okazać się Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, którego ostatnie wyroki stają w obronie pluralizmu w mediach – pisze adwokat Mateusz Janion, wspólnik w kancelarii Loewen Legal Hub.
W niedawnym wyroku C-555/19 TSUE potwierdził, że konieczność zachowania pluralizmu w mediach może uzasadniać ograniczenie swobody świadczenia usług. Z jednej strony podkreślenie wagi pluralizmu medialnego w UE to ważny głos w kontekście pewnej głośnej w ostatnim czasie transakcji na rynku medialno-paliwowym. Z drugiej strony ten – słuszny w zamierzeniu pogląd – może brzmieć złowieszczo, jeżeli weźmie się pod uwagę, jak nieostrym pojęciem jest pluralizm i jak łatwo jest tę nieostrość instrumentalnie wykorzystywać (paradoksalnie w dążeniu do monopolizacji przekazu dla określonych grup odbiorców).
Patrząc dziś na czerń stron głównych serwisów informacyjnych warto się zastanowić nad tym, w jaki sposób ewentualne wprowadzenie tzw. składki od reklamy ma się do obowiązków wynikających z traktatów europejskich. Na myśl przychodzi w szczególności art. 110 TFUE, który zakazuje dość szeroko rozumianej dyskryminacji podatkowej oraz przepisy ustanawiające swobody – przede wszystkim świadczenia usług i przedsiębiorczości. Dlaczego? Bo nawet jeżeli okazałoby się, że tzw. składkę od reklamy (która, nie ma co się oszukiwać, jest podatkiem, stosować się ma do niej ordynacja podatkowa, etc.) mają płacić wszyscy gracze rynku mediów, to jej przeznaczenie, w obecnym kształcie projektu wyraźnie faworyzuje pewne grupy podmiotów (i nie mówię tu o NFZ, a pośrednio jego beneficjentach, bo im to „się zwyczajnie należy”, choć niekoniecznie „w tym trybie”). Obecnie projekt przewiduje, że 35% przychodów ze „składki” trafi do Funduszu Wsparcia Kultury i Dziedzictwa Narodowego w Obszarze Mediów. Fundusz ten ma w założeniu wspierać m.in. budowę platform dystrybucji informacji oraz analiz treści oraz budowę i rozwój kanałów i platform informacyjnych skierowanych do osób nieposiadających wysokich kompetencji cyfrowych. Ponadto ma promować polski dorobek kulturowy, dziedzictwo narodowe i sport, wspierać radiofonię i kinematografię w zakresie dziedzictwa narodowego i sportu oraz wspierać zwiększanie udziału polskich treści w obszarze mediów. Dopełnieniem tego obrazu jest art. 31 ust. 1 projektu, zgodnie z którym wnioski o dotacje z funduszu mogą składać także podmioty obowiązane do zapłaty składek. Okazuje się więc, że niemały kawałek tortu upieczonego z wpływów uzyskanych dzięki nowej „składce”, będzie przeznaczony dla uczestników rynku mediów, ale jednak nie wszystkich. Zasady na podstawie których jeden podmiot dostanie takie wsparcie, a inny nie – nie zostały precyzyjnie określone, a celem, którym może ono służyć zostały sformułowane w taki sposób, że nie trudno wyobrazić sobie, że możliwe będzie dzięki nim faworyzowanie konkretnych, odpowiadających dysponentowi funduszu, uczestników rynku.
Po raz kolejny znajdujemy się więc w sytuacji, w której prawo unijne może okazać się jedynym realnym punktem odniesienia, gdy państwo z (choćby pozornie) bezstronnego arbitra przeistacza się w uczestnika rynku. W mojej ocenie istnieją podstawy by twierdzić, że przepisy TFUE zakazujące dyskryminacyjnego opodatkowania i gwarantujące swobodny przepływ usług i przedsiębiorczości stoją na przeszkodzie wprowadzeniu rozwiązania zaproponowanego w projekcie z dnia 1 lutego 2021 r.
AUTOR: Adwokat Mateusz Janion, partner w kancelarii Loewen Legal Hub.